Nieoficjalne Forum Farmeramy

To całkowicie nieoficjalne Forum Farmermamy.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Serdecznie witam na Nieoficjalnym Forum Farmeramy!

#1 Jul-09-10 00:09:02

Auraya

Moderator

Zarejestrowany: Jun-12-10
Posty: 86
Punktów :   
Twój nick na Farmeramie: Auraya82

Earthdawn - Przebudzenie Ziemi

Drodzy forumowicze. Kto mnie zna to już wie, że jestem "szalonym RPG'owcem" Do tego kocham opowiadania (te fantastyczne i te rpg'owe). Postanowiłam się z Wami podzielić odrobiną mojej twórczości. Czytajcie, oceniajcie, komentujcie i kto wie, może uda mi się stworzyć nową, rpg'ową drużynę

Opowiadanie jest kroniką przygód naszej dzielnej drużyny. Zanim je przytoczę krótki słowniczek i kilka słów wyjaśnienia.

Akcja owego rpg'a dzieje się w krainie zwanej Barsawią. Jest to miejsce magiczne. Niestety tą piękną krainę nawiedził kataklizm. Złe i mordercze stworzenia zaczęły napływać do naszego świata i niszczyć wszystko na swojej drodze. Przerażeni mieszkańcy zaczęli budować podziemne schronienia otoczone bardzo silną magią i tam schronili się przed potworami. Mijały dziesięciolecia i nadszedł czas, kiedy burza nad Barsawią powinna się już zakończyć. Tylko jak to sprawdzić? I czy w nowym świecie magia nadal istnieje? To właśnie muszą sprawdzić bohaterowie.

W Barsawii istnieją następujące rasy:

Ludzie - jacy są? Każdy widzi
Elfy - istoty piękne, wyniosłe i długowieczne. Proste włosy, spiczaste uszy, zawsze "mają czas" a ich rytuał powitania trwa dobre pół godziny.
Krasnoludy - 1,50 m, brodate, prostolinijne i zakochane w rodzinie (jak chce się mieć takiego z głowy wystarczy zapytać "co u szanownej małżonki?" i spokojnie, w milczeniu poczekać kilka godzin aż skończy; świetni księgowi, uwielbiają się targować i zdecydowanie najlepiej czują się pod ziemią
Wietrzniaki - najbardziej magiczna z ras; niewielkie istotki (średnio 40 cm wzrostu) o szpiczastych, bardzo długich uszach i barwnych skrzydłach; żyją średnio 150 lat i najbardziej cenią sobie wolność; istotki niezwykle ciekawskie, szybkie i wszędobylskie; przyjazne dla wszystkich ras, choć dla niektórych wielce irytujące.
Orki - wzrost i budowa barczystego człowieka; wiek średni 50 lat; obficie owłosione o różnych kolorach skóry (brązy, szarości, ciemna zieleń, rzadko czarny) i wystających kłach (jednym lub dwóch); nieokrzesane i proste, łatwo wpadają w szał (tak zwany gahad) i rzucają się wtedy na wszystko bez zastanowienia;

Są jeszcze Trolle, T'skrangi i Obsydianie ale chwilowo nie spotkaliśmy takich osobników więc nie będę ich opisywała.

Słowniczek podstawowych pojęć:

Dawca Imion - ogólnie określa się tak wszystkie istoty rozumne;
Horror - określenie istoty magicznej do gruntu złej, która "żywi" się cierpieniem innych istot; niszczą, mordują, burzą. To właśnie Horrory przeniknęły do Barsawii zwabione wysokim poziomem magii i zaczęły ją niszczyć.
Adept - nazywamy tak grupę Dawców Imion, która potrafi władać magią i tym samym podąża wybraną przez siebie ścieżką Dyscypliny.
Pasja - to taki barsawiański bóg (a raczej bóstwo); Pasji było 12 ale 3 oszalały podczas ataku Horrorów i obecnie czcimy 9
Pogrom - okres ataku Horrorów;
Kaer - twierdza wykuta w skale i potężnie zabezpieczona magicznie. Kaery były takimi "małymi" podziemnymi miastami. Zwykle miały kilka poziomów podzielonych na jaskinie mieszkalne, uprawne i kopalnie. Do kaeru jest jedno wejście, do którego bardzo trudno się dostać. Horrory nie były w stanie przełamać zabezpieczeń i wejść do środka. A jeśli jakiemuś się to udało to zdecydowanie nie chcielibyście go spotkać na swojej drodze

I to tyle w kwestii wyjaśnienia.
A teraz zapraszam do lektury i od razu uprzedzam - będzie to powieść w odcinkach, bo nasze przygody dopiero się zaczęły

***



Kaer Nadzieja. Bardzo spokojne i bezpieczne miejsce, gdzie czas płynie powoli i w zasadzie nic się nie dzieje. W zasadzie, bo w kuluarach wciąż wrze. Rada Starszych niepokoi się. Minęło prawie 500 lat od Pogromu i czas najwyższy pomyśleć o odpieczętowaniu kaeru a tymczasem miernik magii pozostał odcięty na najniższym piętrze, gdzie nawet najwięksi szaleńcy nie chcą się zapuszczać. Atar, człowiek Wojownik a zarazem dowódca Straży Miejskiej, poprzez swoich ludzi prowadzi ciągłe obserwacje każdego adepta w kaerze, by wytypować Dawców Imion z największym magicznym potencjałem. I tak, ze społeczności kaeru wyłania się grupa zupełnie do siebie nie pasujących osobowości, Dawców Imion, których magia wspomogła szczególnie łaskawie, i którzy stanowią w tej chwili przyszłość kaeru. W każdym razie Atar silnie w to wierzy, bo jeśli oni zawiodą kolejne pokolenie nigdy nie zobaczy legendarnego już Słońca.

Dzień rozpoczął się jakiś czas temu i kryształy świetlne błyszczą jasnym światłem. W dzielnicy Wietrzniaków panuje wzmożony ruch i gwar dzieciaków. Rudowłosa wietrzniacka piękność niepewnie wygląda przez okno, rozgląda się dookoła i, nie zauważywszy żadnego dorosłego wietrzniaka, szybko przelatuje do najbliższej uliczki by zniknąć w tłumie innych Dawców Imion. Ulicami kaeru mały wietrzniak zdąża prosto do wejścia na najwyższy poziom zwany Dziczą. Jakiś czas temu była to zwykła dzielnica mieszkalna dla najbogatszej części mieszkańców. Niedawno całkiem stało się tam coś niezwykłego, co sprawiło, że piętro zostało opuszczone. Opowieści głoszą, że pewnego dnia jedna z Pasji odpowiedzialna za świat roślinny pofolgowała swemu zamiłowaniu do dzikiej przyrody i ta zaczęła rosnąć jak szalona wdzierając się w każde dostępne miejsce. Straż miejska dzielnie wycinała rozszalałą roślinność próbując odzyskać życiową przestrzeń i zapewne by im się to udało gdyby na kaer nie spadło kolejne nieszczęście – na dolne, najniższe, piętro wdarł się horror. Przełamał magiczne zabezpieczenia i zaczął pustoszyć dzielnice mieszkańców. Wszystkie siły wojskowe rzucono więc na dół do odparcia ataków. Poniosły one klęskę więc najpotężniejsi magowie kaeru zawalili schody wiodące na najniższy poziom i powstałą studnię zabezpieczyli czarami aby zło nie przedostało się wyżej. Jaspre, Pasja przyrody, pofolgowała więc swym upodobaniom i wszelkiego rodzaju roślinność wyrwała z rąk Dawców Imion najwyższe piętro. I tak, z trzydziestotysięcznej społeczności kaeru zostało około dziesięciu tysięcy Dawców Imion stłoczonych na jednym, środkowym piętrze. Patrząc pozytywnie na zaistniałą sytuację mieszkańcy zyskali więzienie – na dolne piętro trafiają przestępcy, zdrajcy i szaleńcy, a także źródło wszelkich roślin leczniczych i trujących będących jednocześnie areną dla wojowników chcących sprawdzić się w boju na najwyższym piętrze (roi się tam bowiem od zdziczałych zwierząt). Do Dziczy właśnie, codziennie rano chodzi młoda wietrzniaczka. Wkrada się tam niestrzeżonym (i tajnym) wejściem by zbierać zioła na różnego rodzaju mikstury. Tego dnia, jak zwykle, w ciszy i tajemniczym spokoju owej roślinnej dżungli, wietrzniaczka oddawała się swemu codziennemu zajęciu. Bezszelestnie przemykała między krzakami, gdy nagle ciszę zmącił krzyk:
- Halo! Jest tam kto?!
Wietrzniak westchnął. „Co za wariat robi taki hałas w Dziczy?” pomyślała. Ostrożnie podleciała do góry i rozejrzała się. Jakież było jej zdziwienie, gdy w powietrzu zauważyła łódkę (jedyną w kaerze!) z trójką ludzi na pokładzie.
- Halooooo! – krzyknął znowu jeden z mężczyzn.
Wystrzeliła więc w górę i skierowała się do łódki. Stanęła na burcie i spojrzała na ludzi złym wzrokiem.
- Co tu robicie? Nie wiecie, że w Dziczy należy zachować ciszę? Zaraz się tu zlezie jakieś stado dzikich psów.
- Hej tam na górze! – rozległo się z dołu. – Potrzebujecie pomocy?
Wszyscy wyjrzeli przez burtę. Pod łodzią stała młoda elfia łuczniczka z głową zadartą do góry i zaciekawionym wyrazem twarzy.
Wietrzniak prychną z dezaprobatą:
- A było tu tak spokojnie do niedawna...

***



Gitta siedziała w swojej pracowni pochylona nad zielnikiem. Botanika stanowiła jej pasję i zarazem odskocznię od codziennych zajęć. Było już późno. Kryształy na zewnątrz pogasły i uliczki tylko gdzieniegdzie oświetlały olejowe lampy. Gitta miała właśnie zgasić swoją lampę i udać się na spoczynek, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi wejściowych. Spojrzała na nie ze zdumieniem. Kogóż to niesie o tak późnej porze? Pukanie powtórzyło się i zielarka niechętnie podeszła do drzwi. Kiedy je uchyliła jej zdziwienie osiągnęło jeszcze wyższy poziom – w drzwiach stał sam główny dowódca Straży Miejskiej Atar Dalbar.
- Witaj, Gitto, czy mogę wejść? – zapytał uprzejmie.
- Ależ oczywiście! Wejdź Panie. – zaskoczona Gitta odsunęła się i zaprosiła dowódcę gestem do środka.
Zgarnęła papiery na jeden koniec stołu i, postawiwszy przed gościem dzban piwa, kufel i talerz domowych placków zbożowych usiadła naprzeciwko i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Wiem, że interesują cię rośliny rosnąc w Dziczy. – zaczął mężczyzna. – Powiedz mi, czy dużo gatunków jeszcze pozostało nie odkrytych?
- Całe mnóstwo, Dowódco. Myślę, że nie będziemy w stanie zbadać nawet połowy tego, co tam rośnie. Zwłaszcza, że znikoma ilość zielarzy chce chodzić do Dziczy. A już do jej najdalszych części nikt nie wchodzi.
- I właśnie w tej sprawie przychodzę do ciebie. Jako mag wiesz, że miernik magii został odcięty i nie mamy możliwości sprawdzenia, czy Pogrom dobiegł końca. Rada starszych jest podzielona, ale coraz więcej Dawców Imion chce otworzyć kaer. Nawet mój najstarszy syn, wbrew mej woli, najchętniej już by się wyrwał na świat. Dlatego też podjęliśmy decyzję, że za wszelką cenę należy odzyskać miernik. Od dłuższego czasu prowadzę rozległe obserwacje adeptów i wytypowałem kilku, którzy są, moim zdaniem, obiecujący. Chcemy ich połączyć w jedna grupę i sprawdzić, czy dadzą radę dogadać się ze sobą, żeby w przyszłości wysłać ich na dół po potrzebne nam rzeczy.
- To mądre posunięcie, ale jaka jest moja rola w tym przedsięwzięciu? Chyba nie uważasz, że nadaję się do grupy adeptów?
- Cóż, Twoja mądrość i znajomość magii z pewnością by im pomogła, ale nie widzę Cię jakoś w roli poszukiwacza przygód rwącego się do walki z niebezpieczeństwem. – Uśmiechnął się. – Masz jednak na swych naukach młodzieńca o imieniu Grav. Należy on do wyjątkowej rodziny, w której wszystkie dzieci są adeptami. Chcę byś wysłała jutro Grava do Dziczy. Znajdź mu jakąś ciekawą roślinę, o której niewiele wiesz, niech Ci ją opisze, przyniesie. Jestem przekonany, że jego rodzeństwo się do niego przyłączy.
- Jest to pomysł godny rozważenia, ale myślę, że Lilianna będzie potrzebowała dodatkowej zachęty. Nie znosi swoich braci i niechętnie dotrzymuje im towarzystwa. Ale to nie będzie problemem. Porozmawiam z samego rana z jej Mistrzem – w końcu łódka jest tylko jedna a to najlepszy sposób poruszania się po Dziczy.
- Cieszę się, Gitto, że mam Cię po swojej stronie. Jesteś niezwykle mądrą kobietą.
Gdy dzban pokazał dno a na talerzu po plackach pozostały tylko okruszki Atar pożegnał się i, życząc Gittcie dobrej nocy, zniknął na ulicy otulony ciemnością.

***



Łup! Łup! Łup! Po całym domu rozległo się łomotanie do drzwi. Niewielka ludzka kobieta wytarła ręce i podeszła do drzwi. Widok strażnika miejskiego na progu domostwa zupełnie jej nie zdziwił.
- Navrika nie ma – powiedziała nie pytana. – Nie wrócił jeszcze z wczorajszej imprezy.
- Wyjątkowo nie szukam Pani syna – uśmiechnął się strażnik. – A przynajmniej nie tego. Czy Grav jest w domu?
Matka zaniepokoiła się nie na żarty. Młodszy syn raczej nie pakował się w aż takie kłopoty, żeby ściągać na siebie Straż Miejską.
- No jest – odpowiedziała niepewnie. – A o co chodzi?
- Proszę mu przekazać, że jego Mistrzyni, Gitta, prosi by niezwłocznie się u niej stawił.
Kobieta odetchnęła z ulgą.
- Jasne. Natychmiast mu przekażę.
- Dowidzenia, szlachetna Pani, niech Pasje chronią Ciebie i Twoje dzieci – pożegnał się mężczyzna i odszedł pełnić dalej swoje obowiązki.
- Grav – zawołała matka w głąb korytarza. – Przyjdź tu natychmiast.
Po chwili z pokoju wyłonił się młody mężczyzna.
- Co się dzieje, mamo?
- Strażnik Miejski tu był przed chwilą.
- Nie mam pojęcia gdzie jest Navrik i co wczoraj robił.
- Nie chodzi o Navrika. Choć też pomyślałam, że znowu coś nabroił. Strażnik prosił, żeby ci przekazać, że twoja Mistrzyni kazała ci się niezwłocznie u niej stawić.
- Gitta przysłała Strażnika? – Grav nie ukrywał zdziwienia. – To pędzę do niej. Widocznie to coś bardzo ważnego.
- No idź. Tylko nie spóźnij się na obiad. Dzisiaj Lili gotuje więc wiesz, jak to się skończy...
- Wiem! – odkrzyknął Grav już ze swojego pokoju. Przebrał się prędko i prawie pobiegł do domu swojej Mistrzyni.

***



Lili była wściekła. Najpierw jej bracia wymyślili sobie jakąś bezsensowną wycieczkę do Dziczy. Wiedziała, że skończy się kłopotami i na wszelkie Pasje przysięgła, że będzie się trzymała z daleka od tych wariatów i ich szalonych pomysłów. Tymczasem przyszła do pracy, by jako Powietrzny Żeglarz ćwiczyć powietrzną żeglugę wożąc Dawców Imion po kaerze a tu na przystani wielka kartka „Z powodu nieobecności Lilianny wszystkie dzisiejsze loty zostają wstrzymane. Zapraszamy jutro.” Zirytowana dziewczyna poszła do łódki a tam, radośnie hałasując panoszyli się jej dwaj bracia. „Lili.” – usłyszała za sobą wołanie. Odwróciła się i zobaczyła swojego Mistrza. „Co tak późno, dziewczyno? – zapytał. – Twoi bracia już czekają. Musicie się pospieszyć bo z powodu waszej wycieczki musiałem wstrzymać loty. Więc jazda na łódkę i żeby mi cała wróciła z tej Dziczy. Jesteś za to odpowiedzialna!” No i tkwiła teraz zawieszona w łódce nad drugą z kolei komnatą Dziczy a Grav, prowodyr całego zamieszania, właśnie sobie przypomniał, że z wrażenia nie zapytał swojej Mistrzyni o żadne szczegóły dotyczące grzyba, który miał znaleźć. Szkoda gadać. Trzeba będzie wrócić na niższy poziom, dopytać i znowu tutaj przylecieć. Zajmie to kolejne kilka godzin i Lili będzie zbyt zmęczona, by, jak co wieczór, udać się do karczmy i cieszyć towarzystwem mężczyzn daleko mniej irytujących od jej braci. A że Lili była naprawdę śliczną kobietą, która wiedziała jak eksponować swój urok by zwracać na siebie uwagę mężczyzn, nie narzekała na brak inteligentnego towarzystwa na wieczór. Podjęła w końcu decyzję. Wracamy. I wtedy właśnie Grav, który za nic na świecie nie przyznałby się swojej Mistrzyni do błędu, wrzasnął na całe gardło:
- Halo! Jest tam kto?
I znowu:
- Halooooo!
Lili spojrzała z trwogą na plątaninę krzaków pod nimi. Jeżeli nie chcieli, żeby dzikie zwierzęta ich zauważyły to się im to zupełnie nie udało. Teraz cała jaskinia już wiedziała, że tu są. Dziewczyna zaczęła więc wypatrywać zagrożenia, gdy nagle dostrzegła jak spośród krzaków wystrzeliła mała, skrzydlata postać i poszybowała w ich stronę. „Wietrzniak.” – pomyślała Lili. – „Sam, tutaj? Dziwne.” Tymczasem wietrzniak podleciał do łodzi i stanął na burcie. Lili błyskawicznie spostrzegła niezwykłą urodę rudowłosej wietrzniaczki. Cała w czerwieniach i złocie sprawiała wrażenie małej, ognistej wróżki. Temperament najwyraźniej tez miała ognisty, gdyż z miejsca zażądała wyjaśnień skąd się tu wzięli i dlaczego robią taki hałas.
- A ty masz pozwolenie, żeby tu przebywać, dziecko? – zapytał z przekąsem Grav. – Rodzice pozwalają ci latać samej do Dziczy?
- Bardzo mi miło, że mnie odmładzasz Człowieku, ale przypuszczam, że jeśli chodzi o wiek jestem starsza od ciebie.
- Słuchaj – wtrąciła się Lili – mam na imię Lili, a to moi bracia Grav i Navrik. Jesteśmy tu z polecenia Mistrzyni Grava. Szukamy grzyba, który rośnie na poziomych powierzchniach do góry nogami. Możesz nam pomóc? Co tu w ogóle robisz?
- Zbieram rośliny. Pasjonuje mnie to. Ale kompletnie nie znam się na grzybach i nie kojarzę, żebym gdzieś tu widziała podobne zjawisko.
Z dołu niespodziewanie dobiegł ich głos:
- Hej tam na górze! Potrzebujecie pomocy?
Ładna elfka, o długich prostych włosach spoglądała do góry z zaciekawieniem. Wietrzniaczka fuknęła z irytacją i nagle zamarła. Wpatrzyła się w krzaki, potem spojrzała na elfkę, na ludzi i, zwróciwszy się do elfki krzyknęła „Uważaj. Dzikie psy cię okrążają.” Krzaki z kilku stron poruszyły się. Łuczniczka wpadła w panikę.
- Pomóżcie mi! – krzyknęła. – One mnie zeżrą! Nienawidzę tego miejsca!
- O nie – odpowiedziała Lili na niewypowiedziane polecenie brata. – Nie obniżam łódki. Jeszcze mi to ścierwo tu wskoczy. Nie ma mowy!
Grav wyciągnął linę i zrzucił na dół.
- Wspinaj się – krzyknął.
Elfka próbowała się podciągnąć ale tylko nieudolnie zawisła na linie. Bracia zaparli się więc o pokład i mozolnie wciągnęli ja na górę.
- Dziękuję! Dziękuję! – łuczniczka rzuciła się obu braciom na szyję, wycałowała ich w oba policzki a potem rozejrzała się dookoła.
Zniechęcone psy powęszyły i zniknęły w krzakach a elfka odetchnęła z ulgą.
- Kim jesteś? – spytała wietrzniaczka. – Bo jeśli myśliwym to gratuluję roztropności.
- Jestem Mirim. Ojciec kazał mi cos upolować i przysłał mnie tutaj, ale to okropne miejsce. I niebezpieczne. Nigdy więcej tu nie wchodzę. Miło cię poznać – rozpromieniła się w uśmiechu i wyciągnęła do wietrzniaczki rękę. Wietrzniaczka spojrzała na wyciągniętą dłoń i podała lewą rękę na powitanie:
- Jestem Auraya Płomiennowłosa.
- O! – zdziwiła się Lilianna – jesteś leworęczna. To rzadkość.
- Nie jestem – zaprzeczyła Auraya. – Moja dyscyplina nakazuje mi jednak chronić prawą rękę bo jest mi ona niezbędna do pracy.
- A jaką dyscypliną podążasz?
- Jestem Złodziejem.
Na łódce zapadła cisza. Każdy wie, że Złodzieje są w społecznościach obecni. Często wykorzystuje się ich jako szpiegów a oni sami, choć jako jedyny rodzaj adeptów nie obnoszą się ze swoją dyscypliną, są dumni ze ścieżki, którą podążają. Navrik przyjrzał się wietrzniakowi bacznie i dopiero teraz zwrócił uwagę na srebrny sztylet i diadem, które Auraya miała przy sobie.
- A jakby tak... w główkę... do wora... – szepnął do brata.
Lili zgromiła ich wzrokiem.
- Wracajmy – zarządziła. – Musimy zgromadzić więcej informacji o tych grzybach.
- Jakich grzybach? – spytała Mirim.
- Takich, co rosną do góry nogami – jęknęła Lili, i skierowała łódkę w stronę wyjścia z jaskini.
- Ja wiem, gdzie są takie grzyby – powiedziała elfka. – Jak chcecie to wam pokażę.
- Tylko nie róbcie tyle hałasu bo was coś zeżre. To na razie. – Auraya odbiła się od łódki i już po chwili zniknęła w gąszczu zieloności na dole.
Czwórka adeptów podążyła w kierunku wskazanym przez elfkę. Przesuwali się bezszelestnie nad zarośniętymi ruinami budynków. Wszystko wokół było zielone, splątane i nie zachęcało do pieszych wycieczek. Mirim wskazała im jeden z domów:
- To tutaj – powiedziała. – W środku jest dużo grzybów.
- No to schodzimy – zarządził Grav. – Siostra, zatrzymaj tu łódkę.
Grav spuścił linę i obaj bracia zsunęli się na dół. Elfka postanowiła wykorzystać okazję, żeby cos upolować nie będąc przy tym samą więc zsunęła się za nimi i też weszła do domu. W środku było ciemno i wilgotno. Kamienne ściany kompletnie ogołocono z półek i sprzętów a w ich miejsce wdarły się rośliny. Cały sufit pokrywały szare grzyby rosnące kapeluszami do dołu. Grav z zadowoleniem zaczął robić notatki, opisywać środowisko, temperaturę, robić szkice.
- Jak ty pięknie piszesz – trajkotała mu nad głową (i to dosłownie, bo jest z 10 cm wyższa) elfka. – Daj popatrzeć, prooooszę.
- Nie. Nie przeszkadzaj mi. Zostaw to – bronił się Grav.
- Hej Grav – odezwał się Narvik. – Zobacz, ten grzyb jest w środku czarny.
- Nie dotykaj tego! – zgromił brata. – To może być trujące. Ciekawe jak smakuje – spojrzał z nadzieją w oczach na swoja starszą i zdecydowanie bardziej nieroztropną połówkę.
- Nie ma mowy! Aż taki szalony nie jestem.
- Warto było spróbować – mruknął Grav i powrócił do dokumentowania znaleziska.

***



Auraya przekradała się cicho przez Dzicz. Kazali jej pilnować tych Dawców Imion więc nie miała innego wyjścia. Kompletnie było jej to nie na rękę. Nie lubiła obcych. Życie nauczyło ją nieufności i samodzielności, dlatego też, ze wszystkich sił, starała się unikać wiązania się z kimkolwiek. A tymczasem przyszedł rozkaz odgórny. „Miej ich na oku i zdaj raport. Nie dopuść, żeby tam poginęli. Są zbyt cenni.” Nie podobało jej się to ale musiała przyznać, że była najlepszą osobą do tej misji. Malutka, nawet jak na wietrzniaka, ze swoimi trzydziestoma pięcioma centymetrami wzrostu mogła się schować dosłownie wszędzie. No i znała Dzicz. Nie miała pozwolenia, by tu przebywać, ale miała swoje sposoby by tu wejść. Wiedziało o tym tylko kilka osób i to wystarczyło, żeby ją wmanewrować w ochronę krzykliwych ludzi. Lili i Grav wydawali się w porządku, ale erotoman i podżegacz Narvik oraz wiecznie trajkocząca elfia łuczniczka w kilka minut doprowadzili ją do bólu głowy. Nie ma wyjścia. Zadanie trzeba wykonać. Zatrzymała się na chwilę żeby posłuchać Dziczy. Lubiła to miejsce. Tutaj, jak nigdzie indziej, była blisko Jaspre. Blisko roślin i zwierząt, które całym sercem kochała. Nawet te dzikie, atakujące każdą żywą istotę były bliskie jej sercu bo nigdy nie kierowały się wyrachowaniem. Ruszyła dalej zastanawiając się, dokąd udali się ludzie. Nie musiała długo szukać. Ich podniesione głosy były doskonałym drogowskazem. Niestety nie tylko dla niej. Gdy jej oczom ukazał się dom, do którego weszli jej uwagę zwrócił ledwie słyszalny szelest. Wpatrzyła się w zieloność i nagle je dostrzegła. Dzikie psy. Głodne. Znalazły źródło potencjalnego pożywienia i konsekwentnie zdążały w jego kierunku. Wietrzniaczka nie miała wyboru.
- Hej tam w domu. – krzyknęła. – Psy was okrążają.
I wyskoczywszy z krzaków podleciała na łódkę.
- Potrafisz walczyć, Lili?
- Potrafię, a dlaczego pytasz?
- Myślę, że twoi bracia mogą potrzebować pomocy. Narobili takiego hałasu, że psy ich zwietrzyły. Acha, i na Twoim miejscu nie opuszczałabym łódki za nisko bo te bestie całkiem nieźle skaczą.


"Kobiety i koty zawsze będą robić to, co chcą,
a mężczyźni i psy powinni się zrelaksować i powoli oswajać z tą myślą"
- Robert A. Heinlein

Offline

 

#2 Jul-10-10 01:20:11

kotekbehemotek

Kiełek

6244860
Skąd: śmietnik 4 klapa 3
Zarejestrowany: Jun-24-10
Posty: 26
Punktów :   
Twój nick na Farmeramie: kotekbehemotek
Twój poziom: 51

Re: Earthdawn - Przebudzenie Ziemi

oooo to jest super!

czy w kolejnej odsłonie mogłby się pojawić kotołak behemotek? taki mały urwis o niewyparzonej mordzie, skłonnosci do obzarstwa, lenistwa i pakowania sie w kłopoty?


le mruuuu le miałłłłł

Offline

 

#3 Jul-10-10 08:50:43

Auraya

Moderator

Zarejestrowany: Jun-12-10
Posty: 86
Punktów :   
Twój nick na Farmeramie: Auraya82

Re: Earthdawn - Przebudzenie Ziemi

He He Mamy takiego orka w drużynie kropka w kropkę taki jak opisałaś a kotek też jest tylko na razie nie odegrał żadnej znaczącej roli.


"Kobiety i koty zawsze będą robić to, co chcą,
a mężczyźni i psy powinni się zrelaksować i powoli oswajać z tą myślą"
- Robert A. Heinlein

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plprzewóz osób Piła buldog angielski oddam ile żyją dalmatyńczyki